środa, 10 kwietnia 2013

Tobiasz i Sara

"W historii Kościoła - od wieków - widziano w Tobiaszu Chrystusa, a w Sarze sam Kościół - wspólnotę, która była pogrążona w siedmiu grzechach głównych, jak również „potomków kananejskich", którzy mieszkali w Ziemi Świętej, tworząc siedem narodów. Wędrówka Tobiasza do Sary, to alegoryczna wędrówka Chrystusa do Kościoła, do zaślubin ze wspólnotą, wyrosłą z pogaństwa. Można też dopatrywać się bez obawy pewnej skazy na tej wędrówce. Drogę taką musi przebyć każdy mężczyzna i każda kobieta, którzy chcą żyć w związku małżeńskim. Małżeńskie „docieranie się" ma swoje zobrazowanie, także w historii Tobiasza i Sary. Ale można potraktować te dwie osoby w sensie psychologiczno--alegorycznym: Tobiasz to zewnętrzna manifestacja mojej osobowości - moje świadome „ja", natomiast Sara oznacza duszę, element ukryty, najgłębszy, moje wewnętrzne „ja". Człowiek dotknięty jest osobową dezintegracją - stracił kontakt z samym sobą - wyemigrował ze swojego wnętrza. Kimś innym jest na zewnątrz, a zupełnie kimś innym w głębi ducha. Wędrówka do Sary, to w sumie podróż do pokochania samego siebie, która nie jest egoizmem, tylko akceptacją, a nawet czymś więcej, niż tylko akceptacją samego siebie: radością z posiadania siebie, uwielbieniem Boga za swoje życie i osobowość.

Trudno jest siebie pokochać i dotrzeć do samego siebie. Trudno jest dotrzeć do Sary, do duszy, do wnętrza i zacząć kochać, gdyż na każdym kroku odrzucamy i nie rozpoznajemy samych siebie. Szczerze zrobiony rachunek sumienia, to stanowczo za mało, by wyłowić rybę - to, co nas gryzie. Trzeba pokochać własne istnienie miłością większą od tej, którą mąż kocha żonę. (...)
Pozwól więc sobie na dotarcie do... siebie samego z miłością. Tobiasz to ty, a Sara, to twoja dusza, duchowa strona twojego istnienia. Takie dotarcie, to początek wylania Ducha Świętego, do którego przecież modlimy się słowami: „Duszo naszych dusz!" (...)

Spotykając się z innym człowiekiem, natrafiamy niejednokrotnie na niemożność stworzenia z nim jedności, ponieważ jest tak wyalienowany, że jakiekolwiek próby nawiązania bliższego lub głębszego kontaktu okazują się nieudane. Wszystko, co czyni ta osoba i co wyraża, jest - tak to odczuwamy - nieautentyczne, nieprawdziwe, sztuczne, choć może wydawać się nam, że mamy do czynienia z osobą poprawną i miłą, zachowującą wszelkie kanony kultury i grzeczności. Jednak mimo to towarzyszy nam odczucie, że ktoś taki jest jakby nieobecny w sobie samym i emanuje z niego nieufność i lęk. Osoby te starają się ukryć to, co naprawdę czują, co przeżywają, co ich naprawdę cieszy albo smuci. Jedynie nieufność i lęk oraz uczuciowy chłód można z łatwością odczytać. Te odczucia powinny nam mówić, że ktoś taki, sam do siebie ma dystans w postaci nieufności i lęku i wziął wewnętrzny „rozwód" ze sobą. Modlitwa, metoda prowadzenia rozmowy, gesty, mimika, spojrzenie, a w przypadku osoby duchownej - homilia, charakter intonowania modlitw mszalnych, sposób chodzenia, kultura bycia i wiele innych symptomów - wskazują, że mamy do czynienia z osobami nie tylko zamkniętymi na innych, ale też na Boga. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że nie mają dostępu do siebie samych. Ich Sara jest zamknięta i samotna, a ich Tobiasz ślepy i rozdrażniony, ryba zaś nie wyłowiona, ukryta i wciąż budząca lęk. 

Ale spotykamy też ludzi, którzy nie mają tak idealnej powierzchowności i nie kryją swych słabości, zagubienia życiowego czy nieporadności. Ich uczucia są czytelne i wyrażane na bieżąco. Czy żywią sympatię, czy się gniewają, albo są chaotyczni, to zawsze mają odwagę przyznać się do lęku i nieporadności. Nie wstydzą się wstydzić i przyznać do błędu. Są w tym wszystkim prawdziwi, budzą zaufanie i nie boimy się przy nich być sobą - otworzyć się. Czujemy, że nie wzgardzą nami, bo doskonale rozumieją naszą sytuację, bo sami przeszli przez doświadczenie własnych słabości. Ich Sara jest przyjęta - poślubiona, Tobiasz ma wewnętrzne światło i dostrzega innych, ryba jest wyłowiona i służy za lekarstwo. Kochają siebie, bo widzą, że Bóg ich kocha i mają siłę kochać innych" 
(Augustyn Polanowski, Umieranie ożywiające, Wrocław 2005, s. 135-137)

Walka - refleksja na trzy dni



*
„Błogosławiony Pan – Opoka moja, On moje ręce zaprawia do walki, moje palce do wojny.
On moim wiernym sprzymierzeńcem i warownią moją, osłoną moją i moim wybawcą,
moją tarczą i Tym, któremu ufam, On, który mi poddaje ludy.
O Panie, czym jest człowiek, że masz nad nim pieczę,
Czym syn człowieczy, że Ty o nim myślisz?” (Ps 144, 1-3)

Przypomnij sobie walki różnego rodzaju, jakie toczysz obecnie. Kim jest Bóg dla Ciebie, kiedy walczysz? Kim Ty czujesz się wobec Boga, kiedy walczysz?

** 
„Na koniec bądźcie mocni w Panu – siłą Jego potęgi. Przyobleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw duchowym pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,10-13)

Przypomnij sobie walki różnego rodzaju, jakie toczysz obecnie. Z kim i o co walczysz? Skąd czerpiesz siłę do walki?

*** 
„Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat.
Tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara.
A któż zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?” (1 J 4, 4-5)

Przypomnij sobie walki różnego rodzaju, jakie toczysz obecnie. Co nazwał(a)byś w nich zwycięstwem? W jaki sposób chcesz osiągnąć te zwycięstwa?

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Po imieniu





"Jezus rzekł do niej: Mario!"

„Maria wyobraża każdego z nas. Tak jak ona, biegamy na oślep we wszystkich kierunkach, każdy sam z poczuciem pustki; płacząc i skarżąc się; szukając śmierci Jezusa, który żył dwa tysiące lat temu. Ona szuka Jezusa, ale to On ją znajduje i woła po imieniu. Podobnie każdy z nas pragnie być odnalezionym i wezwanym po imieniu” (Jean Vanier)